15 listopada zeszłego roku weszła w życie ustawa zakazująca palenie papierosów w miejscach publicznych. Dotyczyło to przede wszystkim lokali, które miały wyodrębnić specjalne pomieszczenia dla palaczy, a nie jak to było dotychczas strefa dla palaczy była przegrodzona barierką od strefy dla nie palaczy.
Jak to wygląda w praktyce, każdy z nas może zaobserwować w swoim ulubionym lokalu. I jest to o tyle symptomatyczne, że pokazuje jak Polacy odnosza się do pzepisów i prawa.
W Krakowie przeprowadzono badania lokali i okazało się, że w 69 % z nich brakuje oznakowania czy jest to lokal dla palaczy czy nie, zaś w 10 % zezwala się na palenie w miejscach do tego nieprzystosowanych.
Co to pokazuje?
Po pierwsze, że Polacy nie traktują poważnie swojej władzy i prawa stanowionego w myśl zasady, co mi tam ktoś będzie zakazywał. Po drugie w Polakach brakuje elementarnego wyczucia sytuacji i empatii społecznej. Ktoś, kto pali, nie pomyśli o tym, że innym to może przeszkadzać, bo przecież on jest najważniejszy.
I jak to wszystko ma się do podatników? Otóż bardzo prosto. Nasz system opieki społecznej i zdrowotnej opiera się na solidarności narodowej. Wszyscy wpłacamy do wspólnego wora i wyciągamy z niego niezależnie, ile kto korzysta z opieki zdrowotnej.
Pytanie, jakie zamierzam postawić jest następujące.
Czy ja jako podatnik mam prawo odmówić płacenia za leczenie osobie, która paląc przez kilkadziesiąt lat sama się zatruwa, i to pomimo natarczywych nawoływań, że palenia szkodzi?
Osoby palące często przywołują argument, że jak ktoś nie chce wdychać dymu z papierosa, to niech nie przebywa w lokalu przeznaczonym dla palaczy.
Na tej samej zasadzie ja ma mam prawo odmówić płacenia za leczenie osoby palącej, ponieważ może się leczyć prywatnie.
- Nie chcesz wdychać dymu, nie wchodź do lokalu.
- Chcesz się leczyć, to lecz się za swoje.
Wszędzie w cywilizowanym świecie jest już taki zakaz. Będąc w Anglii byłem świadkiem jak podobny przepis wchodził w życie. Tam jak za dotknięciem czarodziejskiej różyczki w ciągu jednego dnia znikły popielniczki ze stołów i ludzie zaczęli wychodzić na zewnątrz na przysłowiowa dymka. To pokazuje, że choć wielu ludzi nie szanuje władzy i uważa ją za skorumpowaną ( o dziwo, jak w Polsce) ludzie respektują prawo. Jakiekolwiek by ono nie było.
Politycy narzekają, że w naszym kraju nie szanuje się prawa.
A wszystko zaczyna się od takich małych spraw jak zakaz palenia.
Jeśli takich małych zakazów się nie szanuje, to jak ma się szanować w tym kraju prawo?